Więcej o mnie

Kiedyś wielka międzynarodowa firma szukała kandydata na wysokiego szczebla managera. Ponieważ firmę czekała restrukturyzacja, wejście na trudny zagraniczny rynek i niemożliwe do przewidzenia trudności z wdrożeniem tam nowego produktu, kandydatowi oferowano bardzo wysokie 6-cyfrowe dochody i udziały w firmie, ale stawiano równie wysokie wymagania dotyczące radzenia sobie z nieoczekiwanymi, nierozpoznanymi trudnościami i zarządzaniem kryzysem. Było kilku kandydatów, z których każdy mógł wylegitymować się pasmem sukcesów w zarządzaniu i błyskotliwą karierą, ale wśród nich jeden kandydat dwa razy przeżył bankructwo firmy, po którym uratował biznes i przywrócił do efektywnego działania. I właśnie ten kandydat został wybrany decyzją najważniejszego szefa. Uznał on, że tylko ten jeden kandydat rzeczywiście udowodnił, że można mu ufać.

A ja praktycznie zawsze pracowałem na swoim. Już dwa lata po studiach dorobiłem się szybko rosnącej firmy o wielomilionowych obrotach, której byłem szefem i współwłaścicielem. Niestety jadąc na spotkanie z jednym z partnerów miałem paskudny wypadek. Z samochodu nic nie zostało, złamałem kręgosłup i przez kilka miesięcy byłem wyłączony z życia. Ale przeżyłem. W tym czasie firma zbankrutowała, a ja musiałem znaleźć nowy sposób na życie. Przez jakieś dwa lata pisałem programy komputerowe, po czym zaangażowałem się w dystrybucję produktów wielkiej amerykańskiej firmy. Przyniosło to sukcesy, pieniądze i podróże po świecie. Ale do czasu. Tym razem nie wytrzymało moje małżeństwo, w ślad za czym rozleciał się i biznes, który robiłem razem z żoną.